Inspiracje - z perspektywy ulicy...
Empik przy Nowym Świecie ma to do siebie, że każdy jego zakamarek znam na pamięć. To tam przeczytałam już dwie krótkie książki dla dzieci na stojąco. Zdarzało się też tak, że będąc tam regularnie czytałam jedną książkę na raty. Jednego dnia kilka stron, drugiego kilkanaście. Zawsze kiedy wchodziłam do środka, wydawało mi się, że ochroniarz przy wejściu robi dziwną minę. Może myśli, że przychodzę tu co tydzień rozglądając się co moi koledzy schowani za rogiem mogą łatwo ukraść, a potem sprzedać na Bazarze Różyckiego lub w namiocie z napisem: "Tania książka"? W każdym razie zawsze miałam wrażenie, że widząc moją skromną osobę, jego wzrok powtarza: "wiem co knujesz gówniarzu". Żeby dostać się do Empiku, jadę sporo przystanków "dwudziestką piątką" i wysiadam przy warszawskiej palmie. Nigdy nie chodzę tam bez plecaka, torebki, czegokolwiek. Przeważnie nie mam co ze sobą zabrać, więc taka na przykład torebka jest pusta. Biorę ją tylko z powodu osób rozdających ulotki. Dziesiątki starych, młodych, przebranych, zziębniętych ludzi staje na skrzyżowaniu i w okolicach ronda, żeby co mniej więcej sześć sekund powtarzać: "Proszę..." i wyciągać rękę z kolorowym świstkiem papieru. Przeważnie każdy robi "falę" ciałem omijając taką osobę demonstracyjnie albo mówi suchym tonem: "Nie. Dziękuję". Tylko nieliczni biorą ulotki, żeby je potem wyrzucić dwa metry dalej do kosza. Ja idąc do Empiku biorę każdą reklamę czy to szkoły językowej, sklepu, promocji, imprezy i z uśmiechem odpowiadam: "Dziękuję", po czym udaję, że czytam i chowam do pustej torebki. Przecież ci wszyscy ludzie stoją tam i stoją pewnie mając już w dupie te kawałki papieru. Nie dość, że dostają za to marne grosze, wdychają spaliny w centrum miasta, to jeszcze pewnie śnią im się po nocach drukarnie, gdzie gruby pan z rozpiętym rozporkiem mówi:
- No dobra, to robimy na jutro nakład po dwa tysiące egzemplarzy na głowę. I niech to rozdadzą gdzieś przy dworcu Wschodnim, w podziemiach i w Centrum.
Zastanawiające jest tylko dlaczego taki student w zaparowanych okularach stojący z plikiem karteczek w ręku czterdzieści centymetrów od kosza na śmieci nie może wyrzucić przynajmniej połowy tej makulatury do kosza i powiedzieć: "Rozdałem, szefie". Jak można sprawdzić, czy kłamał? Chyba nie grzebać w koszu albo pytać się przechodniów:
- Mam pytanie do pani. Czy nie widziała pani przypadkiem, żeby ten młody mężczyzna wrzucał jakieś kartki do któregoś z tych koszy?
Okolice Nowego Świata są magiczne. To tutaj jeżdżą "szpanerskie" piętrowe autobusy dla turystów z zachodu z napisami: "Turistic Warsaw Bus" , które mają za zadanie pokazać jak to w Polsce jest luksusowo i bogacie przede wszystkim. To przecież właśnie tu, przechadzają się "ludzie oryginalni" z kolczykami prawie ze w rzęsach, we własnej produkcji ubraniach, obwieszeni amuletami. Zawsze lubiłam patrzeć na takich ludzi. Podziwiałam ich, bałam się ich, dziwiłam się, śmiałam. To przy Nowym Świecie jest mnóstwo kawiarni, pubów z fajnymi nazwami. I to wreszcie tutaj jako w najbardziej znanym miejscu w Warszawie co jakiś czas biegnie facet zrzucając po drodze garnitur, a równolegle do niego jedzie samochód, gdzie dwóch operatorów z profesjonalnymi kamerami stara się zrobić dobre ujęcia. Kiedyś widząc kręcenie podobnej sceny do filmu specjalnie przeszłam w zasięgu kamer jako stażysta- napalony-ochotnik chcący wypatrywać się potem na ekranach kin. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się siedzieć wygodnie w Cinema City i z wrażenia opluć się colą, widząc swój głupkowaty wyraz twarzy na ekranie. Kto wie, może kiedyś zacznę jeździć do innego Empiku i tam chodzić po okolicach przyglądając się dziwności tego świata
.
Autor: Jo